Malwy kojarzą mi się z dzieciństwem. Takie nieskomplikowane, polskie, kolorowe. Dodają ogrodom specyficznego, sielskiego, nieco dzikiego klimatu. W naszych ogrodach nie wszędzie ładnie rosną. Tymczasem jest taka wyspa, gdzie pod oknami urokliwych, bajkowych domków malwy królują… Zobaczcie sami.
Bornholm. Pośród kocich łbów, w większych i mniejszych, ale zawsze starannych i zadbanych ogródkach rosną sobie zdrowo i kwitną we wszystkich kolorach, jakimi obdarzyła je matka natura. Zawsze piękne są dowodem, że malwa wcale nie ma wygórowanych wymagań pielęgnacyjnych.
W czym tkwi tajemnica sukcesu?
W glebie, w klimacie i w towarzystwie. Malwy są jak chwasty. Rozsiewają się z roku na rok samodzielnie, choć są to rośliny dwuletnie. Pod względem wegetacyjnym tak jest faktycznie. Nie zakwitną od razu w pierwszym roku po rozsianiu. By co roku pojawiały się nowe pędy, po prostu nie należy obcinać im kwiatów. Gdyby jednak nie było wyjątków, światem rządziłaby nuda. W Kanadzie wyhodowano odmianę Petit Bouquet Mix, która podobno (nie sprawdzałam) w naszym klimacie kwitnie już w pierwszym roku po rozsianiu.
…
Malwy bardzo lubią własne towarzystwo. Nie przepadają za wilgocią i cieniem. Brak słońca powoduje, że słabo kwitną. Najlepiej sadzić je pod murami budynków, bo tam gorąco, sucho i słonecznie – patelnia, to coś dla nich. Wszak malwa pochodzi z Azji, dokładnie z Chin. Dlatego tak bardzo upodobała sobie Bornholm – bo choć wyspa leży na środku morza, klimat ma raczej łagodny.
Jak w bajce…
Na Bornholmie dosłownie zauroczyły mnie ogrody. W niewielkich miasteczkach i daleko od nich, w szczerych polach malutkie, ogrodzone zwykłym, najzwyklejszym, ułożonym ręcznie, można rzec byle jak kamieniem, przyozdobione czasem, choć sporadycznie jakimś płotkiem. Nie potrafiłam się oprzeć, by nie wetknąć nosa. Bo oprócz malw, rosną tam też cudne morwy i figowce, z których Bornholmczycy wyrabiają smakowite naleśniki. Raj dla łasuchów. Poza miasteczkami ogródki są dzikie, typowo wiejskie.
Skarbonki ze skarbami natury.
Przemierzając tę niewielką wysepkę, zwróciłam uwagę na coś jeszcze. Skarbonki przy drogach – a przy nich papryczki w doniczkach, zioła, jakieś świeżutkie warzywa lub niepotrzebne domownikom narzędzia rolnicze. Z dala od czujnego oka właścicieli. Tu nikt nie boi się złodziei. Wieczorami wiatr niesie po okolicy ploteczki siedzących i radośnie machających w okiennicach dziewczynek – zupełnie jak u Astrid Lindgren.
Bornholm uchodzi za wyspę dla rowerzystów, ale jak sama się przekonałam to również idealne miejsce na odpoczynek dla miłośnika ogrodów i natury. Błogi spokój, cisza i krajobrazy sprzyjają kontemplacji przyrody. A o dobrotliwych walorach między innymi herbatki z malwy opowiemy innym razem…
Posted on / Skomentuj on Podróż z malwą w tle