W moim ogródku zamieszkał pewien bardzo intrygujący mnie Gość. Właściwie nie wiem, czy powinienem go tolerować, ale muszę przyznać, że jest całkiem sympatyczny. Próbuję nawiązać jakiś kontakt – jest jednak jedno ALE.
Odwiedziny wiążą się z jakimś miłym powitaniem. Liźnięcie jęzorem, merdanie ogonem, kilka zniewalających skoków, które powalą na podłogę z miłości, drapnięcie za uszkiem, cokolwiek… A tu, nie da się. No bo jak drapnąć za uszkiem, gdy to uszko jakieś takie sztywne, kujące? O liźnięciu jęzorem nie wspomnę. Mimo to patrzy na mnie takimi oczkami, że miło byłoby się zaprzyjaźnić.
Starałem się nawiązać kontakt dźwiękowy, zachęcałem do wspólnej zabawy… nic. Siedzi w tej trawie i ani mru mru. A wiecie co jest najbardziej w tym wszystkim dla mnie irytujące? Zachowanie moich domowników. Tak. Oswojenie przyjaciela trwa, trzeba czasu, by zdobyć jego zaufanie, sympatię. Tymczasem oni tego kompletnie nie pojmują. Ilekroć o tej samej porze zjawia się mój, nie ich tylko mój! Gość, oni zamykają mnie w domu i wynoszą go gdzieś, bo twierdzą, że Tuptuś jak go nazwałem, szuka bezpiecznego schronienia lub wyszedł jedynie w poszukiwaniu swojej własnej kolacji i należy mu się spokój.
Nie prawda! On przyszedł przecież do mnie! A jak już faktycznie mowa o kolacji, to pewnie chce mnie nią na powitanie poczęstować. Czy wypada mnie go od niego izolować? No co za typy, kompletnie bez kultury.
Posted on / Skomentuj on Mam kumpla